niedziela, 15 lutego 2015

Zadanie 4

Jak Zawisza do matki nie dojechał
 - Jestem Zawisza Czarny, prowadź mnie do Maćka i Zbyszka, przybywam z ważną nowiną. - Ci ludzie są tacy irytujący, przecież widać, że ja to ja i nikt inny, nie trzeba zadawać takich banalnych pytań. 
 Chłop zawołał jakiegoś chłopaczka i kazał zaprowadzić mnie do Zgorzelic, tylko po co?
 - Ja do rycerzy z Bogdańca, nie do Zycha.
 - Pan Maćko udał się z samego rana, by odwiedzić panienkę Zychównę, a pan Zbyszko pojechał za nim dwie godziny temu i jeszcze nie wrócili, więc może szlachetny pan zaczekać we dworze do ich powrotu albo udać się do nich.
 No tak, zachciało im się sąsiedzkich odwiedzin, a ja teraz będzie za nimi jeździł, kiedy śpieszę się do domu, ale lepsze to, niż siedzenie samemu w Bogdańcu...
 - Więc którędy do dworu w Zgorzelicach?
 - Antek zaprowadzi szlachetnego pana. Antek, pokaż drogę do Zgorzelic, ale wracaj od razu, bo jeszcze pracy nie skończyłeś.
 Tak więc kiedy pachołek przyprowadził mnie do dworu szybko wrócił na pole, mrucząc uprzednio jakieś pożegnanie. Jak oni mogą pozwalać chłopom na takie zachowanie? Całkowity brak szacunku! Uraził moją rycerską dumę.
 - Czyż to nie Zawisza z Garbowa? Witamy, cóż cię tu sprowadza? - Nawet nie zauważyłem kiedy przed domem zjawił się Maćko w towarzystwie Jagienki, wyglądała tak pięknie, jak zapamiętałem, może nawet jeszcze ładniej, niż kiedy widziałem ją ostatnio. Przywitałem się z rycerzem podając mu dłoń, a następnie klęknąłem na jedno kolano i pocałowałem dziewczynę w rękę, na co ta nieznacznie się zaczerwieniła i szybko cofnęła dłoń. Szkoda.
 - Zawisza Czarny z Garbowa.         
 - Jagienka, pójdę przygotować kolację. - I znikła za drzwiami. Maćko wspominał kiedyś, że chciałby jej dla bratanka, ale jak widać jego plan nie wszedł jeszcze w życie, raczej wątpię czy jeszcze wejdzie, mam nadzieję, że nie. Z rozmyślań wyrwało mnie ponowne pytanie rycerza.
 - Co cię tu sprowadza?
 - Przyjechałem na prośbę księżnej, w drodze do mojej chorej matki, prosiła, by sprawdzić co u was i czy nie trzeba pomóc jakoś?
 - U nas źle, ale pomóc się nie da.
 - Jak się nie da, zawsze się da.
 - Na Zbyszka nic nie pomoże. Uparł się, że tylko Jurandównę kochał i nikogo więcej.
 - Ale cóż on wymyślił, że aż tak cię zdenerwował?
 - Bo zamiast z Jagną się do ślubu szykować, to do klasztoru wstąpi! Dzisiaj ostatni dzień i tylko patrzeć jak przepadnie. - Czyli Zychówna sama zostanie? A jednak czasem i ja mam szczęście.
 - I tak po prostu wyjeżdża? 
 - Nie po prostu, parę miesięcy się namyślał i nadzieję jej dawał. - Prychnął Maćko, widać było, że się na bratanku zawiódł.
 - No to mu trochę czasu zajęła ta decyzja, ale jak panienka na to zareagowała?
 - Rozmawiać przestała, nie uśmiecha się i tylko płacze po kątach, jak myśli, że nikt nie patrzy.
 - A on wie? Może gdyby wiedział... - Musiałem się upewnić, że Zbyszko nie wróci i, że mogę spokojnie się Jagienką zaopiekować.
 - Wie, ale mówi, że sama sobie poradzi.
 - A gdzie jest teraz?
 - Zbyszko? Był tutaj, ale z nami nie wyszedł. Wejdźmy do środka, pewnie siedzi gdzieś w kącie. - Poszedłem za Maćkiem do domu, podobał mi się wystrój, chętnie bym tu został, do matki pojadę potem.
***
 I został, do śmierci, ale zanim na zmarcie się brał, to Jagienkę poślubił, trójkę dzieci odchował i wnuków doczekał.

2 komentarze:

  1. Gabrysiu, bardzo dobra historyjka.
    Zapomniałaś jednak o narracji pierwszoosobowej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poprawiłam już na narrację trzecioosobową, przepraszam, że nie wcześniej, ale nie miałam zbytnio kiedy, teraz powinno być dobrze.

    OdpowiedzUsuń